Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/146

Ta strona została skorygowana.

138
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Drzwi te zamykały się od środka stajni na drewnianą tylko klamkę. Odwaga i przytomność wyrabiają się okolicznościami.
Mamonicz tak zręcznie a raczéj tak szczęśliwie rzucił mięso, wybrawszy co największą jego sztukę z kością, że uderzyło się aż o przeciwległą ścianę stajenki. Lew poskoczył za niém przez wysoki próg, a w téjże chwili Mamonicz po sznurze rzucił się w dół i zatrzasnął drzwi silnie, które umocował drągiem i uwiązał sznurem, potém zabarykadował drabinami, korytami i co tylko znalazł pod ręką.
Lew znużony, ani się ruszył, i pozostał spokojny w stajence; a Tytus pobiegł oznajmić właścicielowi menażeryi, że go już zamknął bezpiecznie.
— Idź — rzekł — naprawujcie klatkę, przystawcie ją do drzwi, włożywszy w nią kawał mięsiwa, a lew znęcony karmią, wnijdzie łatwo.
Niemiec nie bez strachu odważył się wnijść do stajni, gdzie pozbawiony towarzysza, drugi lew w klatce i lew w stajence, oba ryczały przeraźliwie.
Mamonicz teraz dopiero poczuwszy ból silny w poszarpanéj ręce lewéj, wymknął się i pośpieszył do doktora.
W pół godziny późniéj z obwiniętą ręką leżał na łóżku; ale pomimo cierpienia i gorączki, chwycił glinę, i na desce opartéj o krawędź łóżka modelował rozjuszoną bestyę, nie czując jak czas upływał, jak ręka mu gwałtownie rwała, a gorączka pod wieczór wzmagała się coraz silniejsza. Glina pod jego palcami ożywiona, otwierała paszczę i ryczała; artysta radował się w sercu dziełu swojemu.
Po mieście tymczasem z każdą godziną coraz osobliwsze rosły wieści i olbrzymie przybierały rozmiary.