Opowiadano już o rozdartych przez lwa dwóch ludziach, dwojgu dzieciach i pięciu koniach; mówiono, że jakiś nieznajomy nareszcie czarami go w stajence zaklął i zamknął, a to z takiemi dodatkowemi szczegółami, iż nie wierzyć zdawało się niepodobieństwem. Doktor, który opatrzył rękę Tytusa, pośpieszył rozpowiedzieć znajomym, jak silnie i głęboko zaryły się lwie pazury w mięso ludzkie, ile ścięgn naruszyły, ile wydrapały ciała.
Nad wieczór plotka machając skrzydłami Skały, nadleciała do Jana; a ten nie mając nawet czasu narzucić czapki, poleciał na Baksztę. Ale jakże się zdziwił, znajdując Tytusa w łóżku modelującego zajadle, z okiem zapaloném gorączką widoczną, a nieporzucającego roboty.
— Widzisz, szalony zapaleńcze, co cię lew kosztuje!
— Mam lwa! mam lwa! podchwycił snycerz z uniesieniem. Nie mów mi co on kosztuje; wszystko to głupstwo! Cóż tam ranka! kupiłbym go drożéj, kto wie czy nie kalectwem! Patrz na to stworzenie! Brak teraz Herkulesa. Alboż zła postawa? albo nie silne łapy? źle otwarta groźna paszcza? A! teraz, na Boga! Herkulesa! a zobaczysz moją gruppę! Mógłżem lepić to konwencyonalne zwierzę herbowe z ufryzowaną grzywką i zadartym ogonkiem jak wąsik kawalerzysty, który z wdzięcznym uśmiechem i gracyą trzyma herb W. Brytanii?? Tfu! wolałbym nigdy gliny nie wziąć w rękę, nie lepić więcéj, nie ciosać kamienia, nie dotknąć marmuru, lecz belki obrabiać... Lew, lew, co za prześliczne stworzenie! wołał coraz się zapalając. Jaka w nim siła i zręczność mimo tak długiego zamknięcia! jak mu się plątała jego kudłata grzywa
Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/147
Ta strona została skorygowana.
139
SFINKS.