i przytulili głowę do głowy, złożyli ręce, zbliżyli się do siebie, jakby na długo nacieszyć się chcieli sobą. Nic nie mówili, ale myśl jedna zajmowała oboje, myśl, którą słyszeli w milczeniu własném. Późno już w noc położyła się Jagusia, kryjąc łzy, udając sen. Jan wściekle rzucał się po łożu.
Jak świt, pobiegł do Mamonicza opowiedzieć mu wszystko.
— Słuchaj! rzekł: konieczność mnie ztąd wypędza, od niéj, od dziecka; tobie ich polecam, oddaję. Pięćset złotych wziętych od infamisa tego, zostawuję jéj, sam z kijem w ręku idę... O! czuwaj nad niemi! Niech sobie ludzie plotą co chcą, ty ich nie opuszczaj, codzień się dowiaduj. Jagusia widocznie słaba. Donieś mi, gdyby broń Boże! gorzéj się miała, uproś doktora.
I rzucił się na łóżko.
— Janie! Janie! zawołał Mamonicz: nie bądźże babą, i albo miéj odwagę na nędzę, albo odwagę do czynu, który raz postanowiłeś. Jedno z dwojga. Spełniasz ciężkie obowiązki, ale święte. Powinieneś być spokojny i czoło mieć pogodne. Zresztą będziesz tworzył, malował, będziesz żył. Gdyby tu nie była potrzebna bytność moja, o! jak ochotnie poszedłbym z tobą lepić ci makietki z twoich rysunków. Nażartowalibyśmy się z poczciwymi brodaczami, naśmieli, natrzpiotali po młodemu.
— O! mnie serce nie do tego ciągnie.
— Janie nieznośny, co u licha! mężczyznąż jesteś? O Jagusię swoją się nie lękaj. Będę jéj ojcem, bratem, dziecku twojemu niańką, babką, czém chcesz; niczego im nie zabraknie.
Jan poszedł do Perlego, którego znów zastał w za-
Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/156
Ta strona została skorygowana.
148
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.