Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/162

Ta strona została skorygowana.

154
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

o tém? Ja prawie bogaty jestem; czemu nie było żądać odemnie, abym się z tobą podzielił? Myślisz, że mam mojéj biednéj braci przywiązanie do grosza i siebie! O! nie! nie!
— Dzięki ci! dość dzieliłem się z innymi; czas pracować samemu. Lecz któż wie, czy ty nie możesz mi być jeszcze opiekuńczym duchem? Zostawiam tu żonę i dziecię; nad niemi czuwa serce najlepsze, Tytus. Lecz on ubogi jak ja; może im czego zabraknie, choć zostawiłem pieniądze. Zobacz się kiedy z Tytusem, powiedz mu, że w przypadku pożyczysz im na chleb, jeżeliby go brakło...
To mówiąc, Jan ścisnął go za rękę i chciał odejść; ale go Jonasz nie puścił jeszcze.
— Czekaj, rzekł: przeprowadzę cię. Gdybyś nie wstydził się mieć we mnie przyjaciela, powiedziałbym ci co czuje serce moje... kocham ciebie!
Jan się odwrócił ku niemu.
— Mój drogi, dla mnie jest tylko dwoje pokoleń ludzkich na ziemi: dzieci boże i dzieci szatana, poczciwi i źli. Pierwszych kocham, nad drugimi się lituję. Ty należysz do pierwszych. Z tobą i z Tytusem spędziłem pod tém lodowatém niebem kilka jedynych chwil rozkosznych na rozmowie o sztuce, o piękności. Te chwile na zawsze są pamiętne, na zawsze! Jeśli odjedziesz do Niemiec, do rodzinnéj twojéj krainy, wspomnij tam kiedy o mnie, na własnéj ziemi wygnańcu.
— Ale po cóż odchodzisz, gdy cię tyle to kosztuje? spytał Jonasz. Wziąłeś zadatek, ale to umowa hańbiąca i niegodziwa. Zerwiéj ją, ja zadatek wrócę, zastąpię ci pierwsze koszta utrzymania. Od jutra zaś, jeśli nie masz wstrętu, wyrobię ci miejsce w handlo-