Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/166

Ta strona została skorygowana.

158
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

zdawał, jak woda płynąca z czystego źródła, do któréj potrzeba się nachylić, aby się napić.
Serce mu zabiło nieznaną trwogą i jakiémś nieopisaném żądaniem.
Gdy się to dzieje, a Jan biedzi się, czując brak natchnienia, jednego południa zszedłszy z rusztowania, począł się przechadzać po pustym kościołku. Myśli czarne opadły go jak krucy trupa, myśli kruki, które tylko na umarłą w wierze pierś nalatują. Chodził i dumał, gryząc się sam sobą, szarpiąc pogardą swéj słabości i upadku. Wtém nieraz już pomijane bez uwagi drzwi, wiodące do małéj kapliczki Chrystusowéj, nieobjętéj kontraktem jego, zamknięte na klucz, uderzyły go teraz nie wiedzieć dla czego. Miałaż zostać niepomalowana? lub kto ją miał zdobić? Częsty stukot i przechodzenie do niéj oznajmowały, że tam coś robiono; dla czegoż zawsze była zamknięta? Spróbował drzwi, ale mu się nie otworzyły za danym znakiem: nieukontentowany udał się do refektarza.
— Ojcze gwardyanie — spytał po obiedzie — cóż będzie z kaplicą Ogrójcową, którą tak pilnie zamykacie? Czy myślicie ją zostawić białą? czy chcecie powierzyć komu innemu?
Na to pytanie, starszy spojrzał ukradkiem ku przechodzącemu mimo braciszkowi, który milczący do drzwi się wymykał, i odpowiedział trochę zakłopotany:
— Ta kapliczka... nie należy do waszego kontraktu.
— Ja wiem o tém, rzekł Jan — i właśnie jestem ciekawy.
— A! to źle kochany panie, żeś ciekawy! śmiejąc się odrzekł żartobliwie gwardyan. Nie ma tam nic ciekawego.