Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/167

Ta strona została skorygowana.

159
SFINKS.

Milczący braciszek stał jeszcze we drzwiach, poglądając na gwardyana błagającym wzrokiem, zatrzymał się na progu, potém zniknął. Rozeszli się.
Ale Jan wprowadzony w większą jeszcze ciekawość milczeniem starszego, nie zaprzestał śledzić co się działo w téj kapliczce. Następnych dni dostrzegł, że ktoś raniéj od niego przechodził tam i zamykał się w niéj; parę razy przesunął się chłopiec niosący coś ku tym drzwiom tak pilnie zamykanym.
Spytał się znowu gwardyana, ale ten tajemnicę w żart obrócił i rozmowę inaczéj skierował. Jan poczynał się niepokoić i niecierpliwić. Dostrzegł, że ilekroć mówi o kaplicy, zawsze ów braciszek nieznajomy, milczący, spogląda błagającym wzrokiem na gwardyana. Cóż w tém miał braciszek? nie pojmował; ale postanowił go śledzić i zbliżyć się do niego o ile możności. Zdziwi to może kogo, że Jan tak zajęty sobą i położeniem swojém, mógł być wprawiony w ciekawość okolicznością tak małéj wagi. Lecz niewytłómaczone są poruszenia duszy, z których żadna psychologia sprawy nam nie zdaje.
Braciszek, o którym mowa, mógł mieć lat czterdzieści kilka. Maleńkiego wzrostu, chudy, twarzy niezmiernie bladéj, na któréj dziwnie czerniały oczy błyszczące silnie, z posrebrzonym już włosem na skroni, z brodą długą, ciemną jeszcze, zastanawiał fizyognomistę czołem niewidzianéj piękności i dziwnego kształtu. Twarz jego była spokojna, uśmiechająca się, wdzięczna; on sam milczący. Mało go Jan widywał w klasztorze; najczęściéj przychodził do refektarza tylko i znikał po jedzeniu szybko. W czasie uroczystości i nabożeństw tymczasowo w kapliczce odprawianych, odznaczał się zapałem, z jakim trwał na modlitwie.