Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/168

Ta strona została skorygowana.

160
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Nieraz wśród niéj widział malarz łzę błyszczącą w jego oku i po białéj spadającą twarzy.
Jakaś tajemnica widocznie otaczała tego człowieka. Księża nic o nim nie mówili. Gwardyan pytany o niego, odpowiadał:
— A cóż? to brat Franciszek!
— Zkądże on rodem i jakiego stanu?
— O stanie nie wiem prawdziwie, a rodem jest z naszych prowincyj.
I na tém się skończyło, bo nic więcéj wyśledzić Jan nie mógł.
Przyszedłszy jednego dnia raniéj niż zwykłe do roboty, malarz zobaczył z rusztowania, jak braciszek przemknął się do kaplicy, po cichu zamknął się w niéj i nie pokazał już więcéj. Jan próbował zbliżyć się do brata Franciszka, ale pomimo uprzejmości, wesołéj rozmowy jego i pozornego nieunikania, przekonał się, że mnich z dala od niego zostać pragnie.
Wszystko to razem jątrzyło artystę tak, że postanowił dojść tajemnicy kaplicznéj i tego zagadkowego zakonnika.
Drobne postrzeżenie, plamka od farby na habicie brata Franciszka, naprowadziła wreszcie na domysł, że on maluje zapartą część kościołka. Wszystko się tym sposobem tłómaczyło skromnością mnicha, który ze swoją robotą popisywać się nie chciał.
— Jużciż muszę zobaczyć co on robi i jak! zawołał Jan w sobie.
W niedzielę, w czasie nieszpornego nabożeństwa, udał się do kościoła, i tak zręcznie podchwycił klucz, wiedząc gdzie go zwykle kładą, że nikt nie miał czasu zapobiedz temu. Wcześnie bowiem śledził sposobu, jak go dostać.