Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/176

Ta strona została skorygowana.

168
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

się spodziewał. Roboty szybko prowadzone z żalem zakonników zbliżały się ku połowie, Jan bowiem przywilejem, wielkim tylko talentom i geniuszowi wspólnym z wielką miernością, tworzył szybko i łatwo.
Księża, a zwłaszcza brat Franciszek, widząc taki postęp roboty, często smutnie mówili mu:
— Źle nam będzie bez ciebie gdy odjedziesz... ot, zostań się z nami!
— A żona i dziecię? tam wszystko moje i serce, odpowiadał Jan.
— Gdzie skarb twój, tam i serce twoje!
Już nareszcie część rusztowania odjęto i mniejsze freski odkryte jaśniały temi żywemi kolory, tą barwą obłokową, które mieć powinny unoszące się w kościele nad głowami idealne postaci; obraz ołtarzowy Świętéj Trójcy miał się wykończać, gdy jednego ranka do sali, w któréj teraz pracował Jan, wszedł Żyd zbłocony z listem od Mamonicza.
List nakreślony był żywo na kawałku udartego papieru, niezapieczętowany, i zawierał tylko te słowa:
„Janie! siadaj na koń i przybywaj, śpiesząc o ile możności. Śpiesz do nas, śpiesz!”
— Co się stało? zawołał do Żyda.
Ale Żyd posłaniec nic powiedzieć nie umiał. Jan ze ściśnioném sercem, przerażony, porzucił wszystko, i z listem w ręku, z rozognioną twarzą, stanął przed gwardyanem.
— Ojcze mój! — krzyknął — konia! zaklinam cię na miłość bożą, konia mi daj! Coś okropnego mnie czeka w Wilnie, wzywają mnie, konia na Boga! dam za niego co chcecie
Gwardyan wstał powolnie.
— Moje dziecko! rzekł smutnie: nie wstrzymuję