Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/181

Ta strona została skorygowana.

173
SFINKS.

— Kochany przyjacielu! Na com ja na świecie potrzebna? Dla Jana ja jestem zawadą w życiu, ciężarem, utrapieniem, boleścią tylko. Kocha mnie i meczy się dla mnie. Na cóż mi zdrowie? na co mi życie? Pójdę z ochotą do Jasia, aby uwolnić mego Jana i tam czekać na niego. Wszystkie jego nieszczęścia od ożenienia się poczęły. O! nie żeń się Mamoniczu, dodała: artyście niepotrzebna żona! nie! nie!
I płakała gorzko.
Te smutne myśli rozproszyć się nie dały. Jagusia zaczęła słabnąć, pokaszliwać, i całe czasem dni pędziła w krześle, u okna ze spuszczonemi rękoma, okiem nieruchomo wlepioném w ścianę, płacząca nad włoskami dziecięcia. Codzień zdrowie jéj pogorszało się widocznie; a dać znać nie mógł Janowi Mamonicz, bo robota musiała być na ukończeniu i on niezadługo miał powrócić. Na cóż dodawać niepokoju, gdy przybyć było dla niego niepodobieństwem?
W listach wszakże napomykał Mamonicz o osłabieniu i smutku niepokonanym Jagusi. Jan odpowiadał, że prędko powróci. Księża obiecywali mu spłacić jego część należności zaraz, tak, ażeby już nie miał nic do czynienia z Perlim. Pomimo milczenia Jana, do którego się był zobowiązał, umowa jego z malarzem, jéj warunki nawet, wszystko to wyszło na wierzch i stało się wiadomém. Księża wzdrygali się na niepoczciwe postępowanie pseudo-artysty. Ale Jan na czynione mu propozycye zerwania ohydnéj umowy przez fundatora, odpowiadał, że tego, do czego się zobowiązał, święcie dotrzyma.
Mamonicz był w najstraszniejszém położeniu. Jagusia widocznie gasła, a Jan nie przybywał. Starania lekarzy, troskliwość przyjaciół, nic już nie mogło przy-