Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/186

Ta strona została skorygowana.

178
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Jagusia niespokojnie pytała potém o Mamonicza:
— Chcę go zobaczyć, mówiła — podziękować mu za tyle starań. Co mu się stało? gdzie jest?
Jan wiedział już o wypadku, choć nie znał powodu spotkania; pobiegł prosić przyjaciela, aby przyszedł, jeśli będzie mógł. Z ręką na temblaku zwlókł się z łóżka Mamonicz, wysilił się, aby przejść ulicę i stanął przed Jagusią blady.
Ona mu się uśmiechnęła.
— A cóż to? znowu lew? spytała.
— O! nie, na ten raz to tylko osieł! odpowiedział uśmiechając się snycerz. Rękę mam trochę przełamaną, ale to nic. Jakże się masz droga pani? lepiéj? nie prawdaż?
— Jak widzisz! dobrze mi, wesoło, sama nie wiem czemu, a tak lekko na sercu! Wszystko to powrot Jana zrobił. — I pocałowała go w rękę. — Zdaje mi się, żem odmłodniała, żem tak wesoła i szczęśliwa, jak gdy z okna mieszkania babki posyłałam wzrok ku oknom Batrani’ego.
Mówiła, mówiła długo, aż zmęczona poczęła mrużyć powieki.
— Wyjdźmy, może zaśnie, rzekł Mamonicz.
Ale Jagusia przytrzymała rękę Jana i nie dała mu odejść od siebie. To ściśnięcie ręki było już ostatniém... Chłódły białe paluszki Jagusi i odpadły, martwe. Główka pochyliła się, uśmiech przyleciał na usteczka — duszy nie było już na ziemi.
Jan wybiegł z mieszkania i rzucił się płakać, w kościele; w tym samym kościele, w którym ją pierwszy raz pożegnał.
Gdy Jagusia zamykała oczy, powóz podróżny opa-