Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/193

Ta strona została skorygowana.

185
SFINKS.

cham, choć wątpię, czy się tam co zmieniło. Moje tylko drogie groby porosły gęstszą trawą.
Powiedział to ze smutkiem, ale ze smutkiem pogodnym.
— Perli — prawił Mamonicz — uchodzi teraz, dzięki twojéj robocie, za wielkiego artystę. Studya, rysunki kartony, które zakupił, gdyś mi je kazał sprzedać dla postawienia grobowca Jagusi i Jasiowi, podtrzymują go. Nauczył się trochę lepszego kolorytu, a bezwstydniéj niż kiedy kradnie rysunek.
Jan uśmiechnął się tylko, wzruszając ramionami.
— Mruczkiewicz zawsze maluje portrety i popija z żoną, która potrafiła zachęcić go do kieliszka. Kasztelanowa wyjechała do Paryża z wracającym tam emigrantem. Kasztelan ożenił się z bogatą dziedziczka korzennego kupca.
— A ty? spytał Maryan: o ciebie mi najwięcéj chodzi przecię. Zapewniłżeś sobie swobodę i kawałek chleba na stare lata?
— O! zachciałeś! ktoby tak daleko myślą sięgał! Dotąd marzę o Herkulesie, którego szukam, i o lwie, co go mam pod kluczem. Żyję jak żyłem: chlebem, wodą i myślą o sztuce. Nie ożeniłem się i nie ożenię; dla artystów sztuka powinna być żoną.
Maryan znowu się uśmiechnął.
— Kochany Tytusie, rzekł: sztuka jest córką wiary; pojąłem sztukę dopiero kiedym wdział habit zakonny. Świat nie dla nas: on nęci, odrywa, męczy, niepokoi; a spokój tylko da ci wiara. Szczęśliwym, żem się tu zamknął! To życie wam smutném się wydające, przedzielone od świata murami, jednostajne codzień, milczące, swobodne, bez wzruszeń, bez walk prawie i zawodów — jest jedyném szczęściem ziemi. Długie go-