Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/195

Ta strona została skorygowana.

187
SFINKS.

i objawił nam czém jest człowiek. Cała starożytność próżno szukała rozwiązania pytania. Plato nauczony przez Sokratesa, przeczuwał tylko ciemno, co Ewangelia objawiła jasno i dobitnie. Wielkie umysły napróżno tysiące lat mozoliły się na odpowiedź tebańskiemu potworowi! Iluż to pożartych przez sfinksa zwątpienia i rozpaczy! Pojąć człowieka bez drugiego życia niepodobna. Jest to frazes bez słowa; jest to coś niedokończonego, tajemniczego. Poeta, artysta, duchem wyższy nad innych, tém większą jest zagadką bez téj myśli ostatecznéj, co ją rozwiązuje.
Dzieła artysty świadczą tylko o duchu zamkniętym w glinie znikoméj; ale dla czego zszedł duch tak nizko; dla czego, rośnie, walczy i do czego dąży? Nie odpowiesz jeśliś nie chrześcianin.
Wysoko i wysoko podnieśliście utwory sztuki; a cóż one są przecię jeśli nie chłodne, księżycowe promyki, odbite od wielkiego ogniska? Człowiek tworzy, bo stworzony jest na podobieństwo boże; ale utwory jego znikome: myśl oderwana od łona artysty, błyszczy chwilę tylko i opada bańką mydlaną. Czém człowiek? a czémże dopiero dzieła jego!
Tytus słuchał i dumał.
Kilka dni spędził na oglądaniu biblioteki, obrazów, na ożywionéj rozmowie z Maryanem, nareszcie musiał z żalem się z nim rozstać, wziąć kij pielgrzymi i ruszyć nazad do Wilna. Odprowadzony przez zakonnika na pola, gdzie stała chatka Rugpiutisa, pożegnał Tytus Maryana uściskiem, tając łzy, co mu się wiły pod powieką. Żal mu było klasztoru, w którym kilka słodkich dni przepędził.
— Módl się za mnie! rzekł przyjacielowi.