Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/198

Ta strona została skorygowana.

190
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

nianie. Westchnął nawet niekiedy na samotność swoją, zwłaszcza gdy włos mu siwieć począł, nad tém, co inni zowią straconą młodością, a raczéj nad utraconym Janem i jego rodziną, którą był już przybrał za swoją; ale westchnienie to zamykało się pocieszającém:
— Jeśli cierpię, to sam przynajmniéj.
Potrzebując wszakże zapełnić czémś serce, wziął późniéj chłopaczka sierotę, synka Batrani’ego, na wychowanie, opiekę i naukę. Było to biedne, opuszczone dziecię, a i ku niemu wyciągając rękę Tytus, pomyślał wprzódy, rozważał długo, czy ta odrobina nauki, jaką mu dać może, dobrém dla niego będzie? Nareszcie przemogła potrzeba przywiązania się do kogoś, i wziął dziecię. Ujęła go niezwykła piękność chłopięcia, które na Bachusika wyglądało, dowcip i zdatność do wszystkiego. Przywiązał się do niego, począł uczyć, i resztę życia płakał nad wychowańcem. Zawiódł się bowiem na nim. Pracował, aby mu dać wychowanie, zaspokoić potrzeby życia i wygody nawet, a odebrał za to zapłatę niewdzięczności.
Kto wie, czy ucieczka ostateczna wychowańca, który okradłszy go zniknął z Wilna, nie przyśpieszyła mu zgonu; umarł bowiem wkrótce potém, spokojny, wesół prawie, ale boleśnie ranny w serce. W jego izdebce, gdzie na trosze słomy i ubogiem dogorywał łóżeczku, znalazł gospodarz lwa glinianego, ogromnego, z tuzin posążków, kilka lipowych figurek zaczętych, dużo popiersi połamanych, dzban bez ucha, stół, stolik, w kącie dużą kupę mieszanéj gliny, kamień jakiś trochę obrobiony i stary płaszcz, którym zamiast kołdry się okrywał. Resztę rzeczy zabrał wychowanek.
Pogrzebiono go w prostéj sosnowéj trumnie, a nikt nie poszedł nawet za pogrzebem, krom kilku starych