Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/203

Ta strona została skorygowana.




Ziemia, na któréj od wieków mieszkają ludzie, uprawna ich potem, użyźniona kośćmi, zasiana pamiątkami, wcale inaczéj i serdeczniéj wygląda, niż najwspanialsza pustynia amerykańska. Gdzie się cywilizacya nie rozwijała powolnie, ale przyszła gotowa, wyrobiona, ze wszystkiemi zasobami do zwalczenia i pobicia dzikiéj natury, — tam nagłe przejście z głuchéj ciszy wieków i żywota drzemiącego do wrzawy i ruchu, który z sobą przynosi ciżba wędrowców, wypiętnowuje się i na obliczu ziemi...
Dowodem niech będą majestatyczne a pełne dziwnych kontrastów, wspaniałe krajobrazy Ameryki, w których środkiem puszcz wiekowych, obalonych nagle, pędzi świszcząca lokomotywa, a na niewytrzebionych jeszcze gąszczach wznosi się obelisk XIX wieku... komin fabryczny, urągający się starym wotalnym Rzymu kolumnom i zapisanym hieroglifami iglicom. Tam rzucony Adam tego raju nie spotykał żadnéj pamiątki człowieka, coby go poprzedził, żadne wspomnienie do tych miejsc nie przylgnęło... Widać tylko ślady dzikiego zwierza, burzy i siły roślinnéj, która pokrywała rolę, ssąc z niéj soki z chciwością.
Jakże tam pusto, smutno, samotnie być musi tym pionierom cywilizacyi przesadzonym ze staréj Europy, któréj każdy kątek obwijają bluszcze wspomnień, gdzie