Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/228

Ta strona została skorygowana.

220
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

z pewnym wyrazem smutku. Ja przecię, przyznam się, pochlebiałem sobie, że wyjątkowo tę sprawę załatwisz jw. pan sam, abym niepotrzebnéj formalności uniknął. Przybyłem z gotowością wszelką zastosowania się do rozkazów.
— Ale ja wcale nie znam ani położenia, ani sprawy, rzekł posępnie pan Spytek. Dzięgielewski człowiek zacny, każdy kątek zna...
— Więc gdybyś jw. pan raczył tylko go tu kazać prosić, w dwóch słowachbyśmy skończyli.
Gospodarz widocznie był zakłopotany.
— Prawdziwie — odparł — nie wiem czy Dzięgielewski jest w domu; bardzo wątpię. A co do mnie... ja dziś właśnie jestem tak zajęty... wyjątkowo zajęty...
Zdawał się nasłuchywać niespokojnie; ale cisza panowała w podwórzu zamkowém. Repeszko stał się ciekawszym jeszcze; postrzegłszy, że jest do czegoś zawadą, domyślał się jakiegoś wypadku, chciał wynaleźć sposób przedłużenia rozmowy, nie okazując się natrętnym.
— Możebyśmy zresztą jaki dzień inny naznaczyli, a jabym panu Dzięgielewskiemu dał znać, gdyż dziś... to mówiąc gospodarz drgnął, a od okna dało się słyszeć hałaśliwe psów szczekanie i trąbka myśliwska....
Pan Spytek podbiegł do okna, wyjrzał, twarz blada okryła się rumieńcem i bardzo żywo począł do Repeszki:
— Więc tak... na środę, piątek, kiedy się podoba, proszę do Dzięgielewskiego, ja mu dam właściwą jeszcze instrukcyę, aby był jak najwyrozumialszym... Oznaczycie granicę...
Szczekanie psów i tętent kilku koni coraz wyraźniéj słychać było pod oknami.