Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/234

Ta strona została skorygowana.

226
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

miał okrutnie szyderską, jakby sobie z całego żartował świata. Mimo to widać nie było po nim dostatku: suknie mocno przechodzone, bóty niezbyt oczyszczone, pas stary, czapka stara. Psy nawet nie były utrzymane w zbyt dobrém ścierwie, wyglądały kościsto i smutnie a drapieżnie.
Cierpiał z razu Repeszko, że mu się ten drab tak przypatrywał; ale widząc, że to temu, końca nie będzie, odezwał się naostatek kwaśno:
— No! cóż tam ciekawego, żeby też pół kwadransa tak stać?...
— Hę! odparł nieznajomy: a cóż to ja cię zjem oczyma, szlachcicu kochany? Nie obawiaj się. Dopełniasz chwalebnego czynu oszczędności, snadź wiesz co grosz wart; cieszę się więc, żeś człowiek taki porządny, i... admiruję...
Repeszko tylko ramionami zżymnął i splunął.
— A zkąd Pan Bóg prowadzi? spytał myśliwiec.
— Jam przecię tutejszy... raczejby mnie wypadło zapytać: co waszmość za jeden?...
— Otoź i ja tutejszy, sąsiedzie szanowny! rzekł zajadając i stojąc ciągle nieznajomy. Teraz się już domyślam, że jesteś ów Repeszko czy Drapieszko, który z daleka tu zawędrował.
Powiedział to jakoś w tak obrażający sposób, że p. Nikodem się jeszcze bardziéj pogniewał.
— A któż waćpan jesteś, jeśli się zapytać wolno? rzekł chmurny.
— Ja? ciekawyś? zawołał zagadniony. Jak to? czyżbyś nie słyszał o mnie, a słysząc nie domyślił się z kim się spotkałeś?
— Ani wiem, ani znam, ani się domyślam! rzekł p. Nikodem.