Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/256

Ta strona została skorygowana.

248
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

mógł; dopiero gdy przyszedł w opowiadaniu do ostatnich zapytań, proboszcz się rozśmiał i zawołał:
— A tuś mi! to tak jak w liście, gdzie postscriptum dopiero istotny interes zawiera.
— Wyspowiadałem ci się, mój ojcze, dodał p. Nikodem; terazże mi to wynagródź choć kilku słowami, bo jestem jak w rogu tutaj. Ludzi nie znam, co się ze mną dzieje nie rozumiem, — a ten szalony pałka Iwo Życki... jest dla mnie zagadką.
Ksiądz się zamyślił.
— A jużciż! rzekł po chwili poważnie: niektórych objaśnień waćpanu udzielić muszę, dla tego samego, abyś się w postępowaniu swém miał czém pokierować; ale zaklinam was, nie paplajcie!
— Ojcze dobrodzieju! zawołał Repeszko, składając ręce: nie znacie mnie jeszcze, nie wierzycie mi, ale ja jestem milczący z natury, dobroduszny, w cudze się sprawy nie wdaję, swoich pilnuję, Boga chwalę i Jegobym obrazić nie chciał...
Mówiąc to, tak świętoszkowską miał postać, że ksiądz, gdyby był miał lepsze oczy, byłby się pewnie jéj przeląkł.
— No, no! co do Jaksy, ja jegomości zainformuję, szepnął; ale jeszcze raz przestrzegam, że jeśli tknę mimowolnie w opowiadaniu Spytków (bo to rzecz nieuchronna), niech to idzie jak w grób, jak w wodę.
— Ale jak w wodę! jak w wodę! powtórzył uderzając się w piersi gość, który uszy nastawił, oczy otworzył, i o mało na staruszka cały nie padł, tak się ku niemu pochylił, by nie stracić słowa.
Ksiądz Ziemiec po namyśle krótkim mówić począł:
— Są tajemnice rodzin godnych, od losu ciężko dotkniętych, które cierpią z dopustu bożego; te każ-