Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/261

Ta strona została skorygowana.

253
ONGI.

wiano się nań spojrzeć, a głucha wieść twierdziła, że się często pojawiała z tą różą rozkwitłą w ręku, ukazując na szyję zakrwawioną. Mianowicie gdy nieszczęście jakie dotknąć miało Spytków rodzinę, duch Emilii zawsze się komuś objawiał. Rozsądniejsi mieli to za zwykłe baśnie, jakich pełno wszędzie. Starzy wszakże zasłyszeli, że od śmierci téj panny spadły wszystkie klęski na Spytków. Dzieci umierały w kolebkach; więcéj nad jedno, jakby tylko umyślnie na spadkobierstwo kary, z żadnego małżeństwa się nie wychowywało. Od kilku pokoleń żaden Spytek nie miał nad jednego syna, a choć pragnęli córki, nie przyszła na świat już żadna: owa Emilia była ostatnią... Dziwnym też fenomenem, do którego przywiązywano pewne znaczenie, od tych olbrzymów na wizerunkach starych, Spytkowie zeszli na wzrost prawie karli; każdy z nich od ojca był mniejszy, a choć ułomności żadnéj widać w nich nie było, maleli i drobnieli, tak, że niemal wstydzili się światu pokazać. Każda z matek starała się wszelkiemi sposobami dać swemu dziecięciu siły i bujność; karmiono je umyślnie, dawano ciału rozrosnąć się, ćwicząc je i krzepiąc: nic nie pomagało. Przychodzili na świat z nadzieją, że zwykłego dojdą wzrostu; potém nagle młodości brakło, i przed zwykłemi laty rosnąć przestawali. Uważano nawet, że Eugeniusz, którego matka była pięknéj i wspaniałéj postawy, choć go w klimacie obcym, za radą lekarzy, żywiąc jak najposilniéj, wychowywano, nie dorósł ojca, i mimo najpiękniejszych kształtów ciała, nadzwyczaj był wątły i drobny. Umysł w nim dojrzał przedwcześnie, władze duchowe się rozwinęły; lecz roślina ludzka, dotknięta jakąś fatalnością plemienia, na łodydze usychała.