Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/262

Ta strona została skorygowana.

254
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Niedziw, że nosząc na sobie to brzemię jakieś wspomnień tajemniczych i groźby przyszłości, Spytek ojciec był smutny i milczący. Cały też dom dzielił się tą żałobą jego, i rzadko się weselszy śmiech rozległ po komnatach starożytnego gniazda. Życie płynęło w nim, jak płyną głębokie rzeki, których powierzchnia nie ma marszczki na sobie, nie okrywa się pianą, zdaje się stać, a dno jéj zwodniczo się ukazuje z za kryształów, choć jest niezgłębioną przepaścią.
Troska o dziecię, obrzędy pobożne, uroczystości żałobne, zachowywanie wszelkich podaniowych obyczajów przywiązanych do pewnych dni w roku, czytanie, rozmyślanie, przechadzka w ogrodzie zamkniętym, — stanowiły całe życie Spytka, który naówczas tylko ukazywał publicznie, gdy tego uniknąć nie mógł. Do tego trybu musiała się zastosowywać i pani, chociaż dla niéj daleko to było trudniéj.
Wychowana inaczéj, spędziwszy młodość na swobodzie, w uboższym a gościnnie zawsze dla wszystkich otwartym dworku szlacheckim, panna Brygida musiała się, poszedłszy za mąż, zastosować do nawyknień męża. Poddała się warunkom jego życia, ale nie wyrzekła się jednéj dziwnéj w kobiecie namiętności: zamiłowania w myśliwstwie. Ojciec jéj był zapamiętałym łowcem; od dziecka córka mu w wyprawach towarzyszyła, strzelała jak żaden z mężczyzn, jeździła na najdzikszych koniach, i choć w domu umiała dni spędzać u krosien, gdy posłyszała trąbkę, gdy psy się odezwały pod oknami, zrywała się jak szalona, i nic jéj naówczas powstrzymać nie mogło. Spytek z razu sądził, że z wolna pohamować potrafi tę passyę, że ona z wiekiem sama ustanie; ale przekonał