Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/270

Ta strona została skorygowana.

262
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

genek żył głową, myślą, jak najmniéj uczuciem. Nie obrachowali nauczyciele może, iż rozbrajając serce, niepodobna fantazyi związać, myśli spętać, namiętności sparaliżować; a gdy przeciwwagi uczucia nie ma, naówczas ta fantazya i namiętności daléj mogą zaprowadzić, niż słabe serce znieść potrafi...
Często co ma ostudzić i uzbroić człowieka, na większe go niż czułość chorobliwa naraża niebezpieczeństwa...
Lecz nie wyprzedzajmy wypadków prostéj naszéj, ale niestety! prawdziwéj powieści.
Dzień ten, na który wypadkiem trafił do Mielsztyniec pan Repeszko, był dla Spytków uroczystym. Po roku niewidzenia odzyskiwali to dziecię, na którém wszystkie ich spoczywały nadzieje, i mogli śledzić w niém rozwijanie się o przyszłości stanowiące. Niedziw, że ojciec drżąc go oczekiwał, że matka przeciw niemu wybiegła, aby go prędzéj zobaczyć.
Ks. de Bury, który już od lat kilku był przy Eugenku, nie znał też Mielsztyniec. Zalecony przez jednego z pobożnych i świątobliwych zakonników na nauczyciela dla młodego Spytka, w czasie wakacyj zwykle odbywał podróż do swéj rodziny i po raz pierwszy przybywał z wychowańcem do nieznanego sobie kraju i domu.
Kraj, dom i ludzie czynili na żywym Francuzie niezmierne wrażenie; ale był przecięż dobrze wychowanym człowiekiem, więc zdziwienia nie okazał, ani słowem go zdradził. Z ciekawością spoglądał na wszystko. Z niemniejszą wyczekiwał na niego Spytek, który jakoś wcale różne sobie wyobrażenie był uczynił o księdzu i guwernerze swego jedynaka; uderzyła go od razu ta powierzchowność zbyt światowa.