Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/288

Ta strona została skorygowana.

280
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

nazwisko, nie przypomnieć sobie istoty, która je za życia nosiła...
Wyrazy te, mimo wysiłku, wymówione były z takiém uczuciem, że w głosie marmurowéj niewiasty drganie łkania słychać było.
Iwo był posępny i długo milczał.
— Pani, rzekł nareszcie: potrzebuję mówić długo, abym się uniewinnił. Czy pozwalasz?... Nie będę potrząsał łachmanów mojéj nędzy; opowiem historyę i zażądam sądu. Wolno mi mówić tu, teraz?...
— Nie, odparła kobieta.
— Więc kiedy? nalegał Iwo. Przysięgam, że nie wrócę tu więcéj; nie mam po co... ale chcę, byś pani wiedziała wszystko...
— Dla czego mam wiedzieć kłamstwo?...
Iwo zapłonął, podniósł się i uderzył w piersi.
— Jakem żyw nie splamiłem ust fałszem dobrowolnie! zawołał. Gdybyś pani śmiała...
Nie dokończył wzburzony.
— Teraz — dodał — nie proszę cię o pozwolenie... musisz mnie wysłuchać, lub... lub... tu się wstrzymał, — lub pomszczę się na twojém dziecięciu...
Spytkowa, chociaż blada, zachowała całą przytomność umysłu, spojrzała na salę i poczęła ku niéj wracać, a powracając i śmiejąc się dla pokrycia uczucia, którego doznawała, odezwała się:
— Zemsty się nie lękam, ale winnego wysłucham... Przyjedziesz, gdy cię syn mój wezwie.
— A wyjazd do Warszawy? spytał Iwo, którego oczy paliły się.
— Odłożę, odpowiedziała wdowa obojętnie.
Weszli do sali, mówiąc o polowaniu. Niktby się