wagą nieporuszoną. Próbuje ich na wszystkich, czy mają tę samę siłą co dawniéj. Na mężu już nie skutkują, ale na nowicyuszach! Chcesz zwyciężyć? spytał Jana.
— Zwyciężyć, to jest zapomnieć, rzekł Jan; innego nie wart ten bój zwycięztwa.
— Nie, potrzeba ją poprawić. Dam ci talizman na to.
Wskazał Jagusię, a ta zaczerwieniona i zawstydzona odwróciła się, grożąc ojcu.
Doktor się rubasznie rozśmiał. Podano herbatę w małych chińskich filiżaneczkach, na wielkiéj tacy z wytwornéj laki. Wszystko tu miało jakąś fantastyczną minę, dziwaczne było, piękne i zupełnie niespodziewane.
Fantazus chodził po saloniku w wybornym humorze.
— Czuję — rzekł — będzie burza. Cieszę się z tego mocno: trochę przynajmniéj hałasu narobi i powietrze odżywi; nudna długa pogoda.
— A! burza! burza! zawołała Jagusia, biegnąc do okna. Ja się jéj tak boję! całą noc pewnie spać nie będę!
— O! nie dziś jeszcze będzie burza, — za trzy dni o południu.
— Zkądże wiesz o tém?
— Gwiazdy spadające, to jest to, co wy tém nazywacie imieniem, padają już kilka wieczorów w stronę, gdzie burza się zbiera. Są to posłańcy, którzy po nią idą, i powrócą z piorunami.
Gdy doktor rozprawiał z Mamoniczem, Jan znowu zbliżył się do Jagusi. W jéj cichéj rozmowie lżéj mu i spokojniéj było: odzyskiwał lat dawnych swobodę i wesele, zapominał świeżego cierpienia. Serce mu bi-
Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/29
Ta strona została skorygowana.
21
SFINKS.