Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/290

Ta strona została skorygowana.

282
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

na to rozkaz pani, żeby Eugeniuszowi głowy nie nabijali powieściami, które ona za urojone, dziecinne a niebezpiecznie na młody umysł podziałać mogące uważała.
Stary ten zamek obfitował w podania, lecz tak dzikiéj, krwawéj natury, tak posępne i straszne, że w istocie dla młodego chłopaka, poparte pamiątkami dotykalnemi, do których się ściągały, niebezpiecznemi być mogły. Chociaż Eugeniusza wychowano w zupełnéj nieświadomości tego świata duchów, do którego się odnosiły, choć sceptyk był i śmiał się z podobnych bajek, wyobraźnia gorąca mogła je przyjąć mimowolnie i na tle ich pracować.
W istocie te wizerunki stare miecznika, jego córki, żony, ta niewiasta z pręgą krwawą, ta trupia głowa w hełmie i mnóztwo innych zabytków, sama powieść o przeniesieniu się do Mielsztyniec, splątane były z bajeczną może, ale tragiczną historyą rodziny Spytków. W podaniach tych głuchą jakąś rolę odgrywała także, dziwnym zbiegiem okoliczności, rodzina Jaksów, do której Iwo należał.
We dworze wiedziano tylko dobrze, iż od czasów miecznika, o którego gwałtowności charakteru dziwne chodziły wieści, nienawiść między Jaksami a Spytkami doszła do tego stopnia, że się już członkowie tych dwóch rodzin tradycyjnie nigdy nie spotykali... Wieść niosła, że przypadkowe nawet zetknięcie się ich z sobą miało być zawsze przepowiednią nieszczęścia dla Spytków. Ztąd, jak pierwsza bytność kasztelanica przeraziła starych sług, tak przejażdżce Eugeniusza oprzeć się chciano nawet, nie dając mu poznać tego, że wagę do niéj przywiązywano. Ale młode chłopię było samowolne, pieszczone, a otrzymawszy pozwole-