Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/297

Ta strona została skorygowana.

289
ONGI.

ale czyniąc to, czego on wymagał po mnie, najsilniejsze zachowałem przekonanie, iż ta, któréj dałem słowo, która mnie znała, nie uwierzy słysząc, żem ją zdradził, nie uwierzy widząc zdradę, że zaufa mi do końca, tak jak ja ślepo, szalenie jéj ufałem. Tymczasem pani na pierwszy popłoch, na wieść głuchą, używszy jéj za pozór, oddałaś rękę swoją i moją przyszłość na pastwę Spytkom... Któż winien? Mamże się tłómaczyć? Ojciec zmarł zaraz po zaręczynach naszych; nazajutrz odesłałem obrączkę. Po pogrzebie leciałem do was, pewien, że wytłómaczę się, że zgładzę tę mniemaną winę moją, że znajdę tę, którą kochałem, czekającą na mnie z wiarą silną... a trafiłem w ganku na powracających z kościoła... Potrzebaż jeszcze jakiego uniewinnienia? czyż życie moje całe nie jest niém?... Zubożały, zszargany, ogłupiały nieszczęściem, zszedłem na istotę ściganą wzgardą, a broniącą się gniewem i wściekłością... Mogłem przecię, odrzuciwszy wspomnienia, zimny, z rachubą tylko pójść się także sprzedać z imieniem i młodością za jaki grosz, któryby mi dano chętnie... a jednak spędziłem życie na zgryzotach, wierny sercu, gdy wy... wy...
— Kończcie! zimno rzekła wdowa.
— Gdy wy — odparł gniewnie Iwo — pędziliście życie spokojne, w dostatkach, w lodowatéj obojętności, z uśmiechem na ustach gniotąc trupa mojego... gdy wy budowaliście sobie szczęście.
— Tak, szczęście! gorzko uśmiechając się, powtórzyła pani Spytkowa.
Po chwili podniosła głowę. Twarz jéj była blada, smutna. W oczach miała wyraz dziki.
— Miałażbym się tłómaczyć? ja? spytała, śmiejąc