Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/298

Ta strona została skorygowana.

290
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

się cicho, ironicznie. Nie, tego nie uczynię! poniżyłabym się. Poświęciliście miłość waszą i mnie ojcu dogorywającemu, litości, słabości... Czujecie się czyści! więc dobrze. Przypisujecie mnie winę! O! już dziś mniejsza o to... Cóż mnie obchodzi wasz ojciec, wasza ta litość wspaniała, wasze wykrętne oszukaństwo?... Co się stało, odstać się nie może... Czujesz się waćpan czystym? tém lepiéj; ja was osądziłam jako zabójcę i nie cofnę wyroku. Co mnie obchodzi wasza rodzina, wasza wielkość, losy, ruina bogactwa?... Przyniesiono mi dowód zdrady, nie wchodziłam w jéj powody; wiedziałam tylko, że została spełniona. Nie domyślałam się, że mogliście kłamać umierającemu ojcu, zamiast mu wyznać wszystko i błagać, by przestając być Jaksą, został u skonania człowiekiem i rodzicem dla swego dziecięcia — że mogliście kłamać kobiecie, przyrzekając jéj, czego nie chcieliście dotrzymać. Co mi tam! dorzuciła wdowa... co się stało, jest nieodwołalném...
Iwo szedł obok niéj milczący. Wolnym krokiem, aleją cienistą kierowali się ku altanie, ku któréj poprzedzał ich Eugenek z Zarankiem. Na chwilę przerwała się rozmowa, Iwo spojrzał na nią dziko, ale bez nienawiści; czuł, że w tych wymówkach, którym napróżno starała się nadać pozór obojętności, grała wspomnień młodych niezapomniana muzyka. Błysk jakiéjś nadziei przeleciał po jego twarzy.
— Więc winy słabości téj dla ojca... dla jedynéj istoty, jaką na świecie miałem naówczas — zawołał — winy słabości téj nawet całego życia męczarnie i spodlenia odkupić nie mogły w oczach waszych? Ale spojrzcie na mnie, co ze mnie zrobiło życie, a porównajcie wasz dumny spokój do mojéj gorączki zgniłéj!
Spytkowa uśmiechnęła się dziwacznie.