Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/31

Ta strona została skorygowana.

23
SFINKS.

mężem w Rzymie, mężczyzną za czasów Medyceuszów, a starcem już w Wilnie. Nosił różne imiona. Zwał się, niepomnę, Kleantem z Delosu, potem wyzwoleńcem Licinem, potém... e! mniejsza o nazwisko! Jemu podobni zawsze bywają zabici przez swoich, los wybiera za narzędzie męki dla nich to brata, to żonę, to dzieci. Batrani Grek umarł od syna, Rzymianin od rozpustnicy Greczynki, Włoch od zazdrosnego o talent ojca, nasz od żony, — tak być musiało. Poczciwy Batrani, pokój mu!...
Ale ja widzę, że się wy wybieracie, rzekł daléj Fantazus; w istocie, spóźnia się podobno. Przyjdźcież do mnie jutro, widujmy się częściéj; wy mnie a ja wam przydać się mogę. Wy nic nie pamiętacie, że nasza przyjaźń zawiązała się w więzieniu Sokratesa jeszcze, gdyśmy się tam zeszli razem przed piciem cykuty. Ty kochany Janie byłeś Cebesem, nie pamiętasz? ty Mamoniczu Ktezypem z Peanii.
— A ty szanowny doktorze?
— O! ja — odpowiedział poważnie — byłem wówczas Eurypidesem, i chociaż mnie nie mieści Plato między świadkami wielkiego zgonu, mogę zaświadczyć słowem uczciwego człowieka, że kazał Eskulapowi zarznąć koguta na ofiarę, o czém późniéj pisano, zaprzeczając faktowi nawet! Niewdzięczny Plato! ale my z nim wówczas byliśmy nie najlepiéj; wybaczam mu to z całego serca! Chociaż Bogiem a prawdą, wiele pomogłem do Theaitetosa. Wierzcie mi, że chronologia Eurypida dotąd fałszywa, ja o tém wiem najlepiéj. Dobranoc.
To mówiąc, drzwi zamknął, ale Jagusia przez szparę zamykających się pożegnała wzrokiem Jana. Jan odszedł spokojniejszy daleko i ukołysany jéj niebieskiém wejrzeniem.