Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/314

Ta strona została skorygowana.

306
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

któréj miał klucze. Chciał już zasnąć i spocząć, bo mu głowę rozsadzały myśli i marzenia, które raz pierwszy przyszły ją tak tłumnie nawiedzić, ale oka zmrużyć nie mógł — mimowolnie stawało mu przed oczyma zjawisko w bibliotece, w które nie wierzył, a wspomnienia jego pozbyć się nie umiał. Śmiał się sam z siebie i postanowił nikomu o tém nie mówić, aby się z niego nie śmieli. Była to widocznie postać stworzona w rozgorączkowanéj wyobraźni — nic więcéj; światło księżyca służyło jéj za wątek, z którego to widmo zlepiła. Nie widział go przecięż Siemion...
Tak rozmyślając, nadedniem dopiero, gdy księżycowe światło poczęło ustępować rannemu brzaskowi, chłopak zdrzemnął się znużony; ale we snach widział jeszcze jakby dalszy ciąg wieczornych zjawisk... owe postaci starych portretów, które z ram wyszedłszy, otaczały go kołem i nad łóżkiem jego stojąc, cicho się naradzać zdawały. Na przodzie, z kwiatkiem w ręku i uśmiechem na ustach, stała babcia Emilia, z krwawą na szyi przepaską.


Straciliśmy z oczu pana Nikodema Repeszkę, któryby może na szczególne zajęcie osobą swą nie zasługiwał, gdyby nie smutne przygody, jakich doznał od dnia nieszczęśliwego spotkania przy karczemce z kasztelanicem Iwonem. Dobrze to powiadają, że człowiek z miejsca, w którém żył, gdzie mu się wiodło, nie powinien się ruszać, szukając łakomie gdzieindziéj większego jeszcze powodzenia; najczęściéj bowiem trafia na zawody i przekonywa się o téj praw-