— Co myślisz o doktorze? spytał Mamonicz, gdy z dziedzińca wychodzili.
— Nic nie rozumiem, obłąkanie, dziwactwo, rachunek jakiś...
— Wstrzymaj się jeszcze z ostatecznym sądem.
— Doktor widzę bogaty?
— Nikt o tém nie wie. Najsprzeczniejsze chodzą o nim wieści: jedni mu przyznają skarby Krezusa; drudzy mówią, że jest tajemnym naczelnikiem bandy zbójeckiéj; inni, że ubogi, że ma nawet długi. On sam stale skarży się na ubóztwo swoje. Żyje skromnie; całe jego bogactwo w tych, coś je widział, rupieciach.
— A i to przecięż coś warto.
— Zapewne, rzekł Tytus — dla kogoś...
— Niezrozumiały człowiek.
Dumając doszli do drzwi Jana, i ściśnieniem ręki dali sobie dobranoc. Jan zastał służącego od kasztelanowéj, który prosił, aby się stawił nazajutrz w pałacu Ogińskich, gdzie dotąd mieszkała, dla pilnego interesu.
Nazajutrz rano Mamonicz swoim zwyczajem nadszedł, i zastał Jana wśród najzaciętszego boju z samym sobą, walczącego czy ma pójść do pałacu Ogińskich lub nie. Wiedział, że Tytus powie mu: „Nie idź;” nic więc nie wspominając przed nim o wezwaniu, około południa, ciągle jeszcze walcząc z sobą, ubrał się i wyszedł z domu bez projektu dokąd. Poszedł do pałacu Ogińskich!
Jaki interes mogła mieć kasztelanowa? Po dziwnym wyskoku z ich domu, mógłże tam wejść znowu? miałże być nieposłusznym i odrzucić to, co może było późném serca opamiętaniem? Wstyd mu było ludzi, mo-
Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/32
Ta strona została skorygowana.
24
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.