Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/329

Ta strona została skorygowana.

321
ONGI.

Nie mógł uwierzyć swym oczom, tak był pewien, że wczoraj włożył ją na półkę nietkniętą. Miałże ją przez sen nieprzytomny sam otworzyć? czy siła jaka tajemnicza rozwarła mu je umyślnie, aby nic ciekawości jego nie wstrzymało?...
Świat nowy, w który wchodził Eugenek, pełny widm, cudowności, duchów, podań żywych, tak był różny od tego, do którego z dzieciństwa przywykł, oddychając powietrzem jasném i weselem południa, sceptycyzmem Zachodu — to, czego doświadczał tak się nie godziło z tém, w co wierzyć, a raczéj w co nie wierzyć go uczono, że chłopię, pogodzić nie umiejąc sprzeczności, całe się czuło wzburzoném, zachwianém.
Były to pierwsze w życiu jego zapasy. Odprawiwszy Zaranka do książek, krótkie dzień dobry oddawszy matce, którą znalazł smutną, z oczyma do zapłakanych podobnemi, Eugenek pobiegł do biblioteki i tam zamknął się z rękopisem, aby pożerać chciwie jego tajemnicze karty...
Co się działo w sercu pani Spytkowéj, tegobyśmy pewnie określić nie potrafili. Szczęściem w papierach, które służą za materyał téj powieści, znalazł się ułamek listu, pisany do przyjaciółki lat dziecinnych i powiernicy, z którą się kaźdém wrażeniem dzielić była przywykła. Daleka ta krewna mieszkała w Warszawie, gdzie mąż jéj na dworze znakomite zajmował stanowisko. Wychowane razem, jak dwie siostry kochające się czule, Brygida i Łucya, rzadko się widując, zastępowały dla siebie świat cały. Jak Brygida, Łucya była nieszczęśliwą w małżeństwie, opuszczoną przez wietrznika, samotną; obie potrzebowały boleść z serca wylać, bo mało jest ludzi, co ją zamknąć po-