Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/336

Ta strona została skorygowana.

328
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

udałem się do tych nieszczęsnych Rabsztyniec. Domyślałem się w tém wszystkiém roboty machiawelskiéj człowieka, dla którego nic świętém nie jest...
Pani Spytkowa zadrżała i spojrzała bystro na Dzięgielewskiego. Stary był spokojny, i mówił nie domyślając się, jakie wrażenie słowa jego uczynić mogły.
— Pojechałem, ciągnął daléj, do tego wilczego gniazda. Jakimś cudem go tam zastałem, bo to się włóczy i tłucze, jak Marek po piekle, całe życie. No, ale tym razem siedział w domu. Co za dom! cygański szałas często pozorniéj się wydaje.
— Jestże w takiéj nędzy?
— Niewątpliwie, bo nieład i rozpusta prowadzi ją za sobą — mowił plenipotent. Przyjął mnie, widocznie domyśliwszy się zaraz o co chodzi, choć udawał, że nic nie wie i nie rozumie. Gdym zagaił sprawę, cóż? oto dowiódł mi czarno na białém, że nie on Repeszce odstąpił tych pretensyj, ale ktoś inny, któremu on, jakoby żadnéj do nich nie przywiązując wagi, oddał je w małym długu przed laty... W istocie są dowody, ciągnął daléj Dzięgielewski, że pretensya przez trzecią osobę cedowana była temu Repeszce. Ale te dowody wcale nic nie przekonywają, bo w sprawie z takimi ludźmi nigdy nic nie ma téj twarzy, którąby mieć powinno — zawsze się fałszu domyślać potrzeba.
— Cóż jest za cel w tém wszystkiém? spytała kobieta, płonąc i bledniejąc.
— Czas dopiero rozświecić to może — z cicha szepnął Dzięgielewski. Procesowaliśmy się długo, mamy za sobą powagę czasu i dekretów, mamy posiadanie rzeczywiste, stosunki, pieniądze; baćby się niczego nie należało, gdyby na świecie było coś pewnego i przewidzianego. Nieszczęściem ludzie są chciwi i źli, czasy