Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/347

Ta strona została skorygowana.

339
ONGI.

winniście pamiętać, że i ja nie jestem ową słabą, łzawą niewiastą, jaką byłam... i ja...
Ale gdy to mówiła, łzy popłynęły jéj z oczu i łkanie przerwało mowę. Jaksa patrzał milczący. Czego wspomnienia nie dokonały, to cudownie łza jedna spełniła: serce się jego poruszyło — zmiękł, posmutniał, zmienił się. Konia swego zbliżył ku wdowie, zamyślony, posępny, ale widocznie wzruszony.
— Jeszczeżby — pomyślał — mieli mnie i przez nią starzy wrogowie nasi zwyciężyć? i przez nią... przez tę, która była moją... którą mi odebrali, aby ją przeciwko bezsilnemu obrócić?!... Powiedz — począł z cicha — powiedz mi, nie maszże ty litości żadnéj? Chcesz, bym się wyrzekł zemsty, nadziei, bym dla twego spokoju, dla ocalenia ich, poświęcił się... zaparł, ginął?... Cóż mi dasz w zamian?... trochę litości i wiele pogardy... Ależ każdy ma swą chwilę zwycięztwa w życiu, a jabym miał być jéj pozbawiony? Powiedz!... O, jakże dziwnie splotły się nasze losy!... Stoimy zajadłymi nieprzyjaciołmi przeciwko sobie!
— I ty... ty mi nic nie chcesz poświęcić? łagodniéj rzekła kobieta — nic!...
— Ja? Wszystko, odparł smutnie Jaksa. Tak jestem spragniony jednego dobrego słowa, że za nie... Ale ty mną pogardzasz...
— Bo zasługujesz na wzgardę...
— Lecz, lecz gdybym ci wszystko poświęcił... cóż mi dasz w zamian?...
Spytkowéj zabrakło głosu.
— Nie zdobywaj mnie i szczęścia — zawołała żywo — gwałtem i musem; nie zabijaj wspomnień lepszych. Bądź wielkim i szlachetnym... Nie sprzedawaj mi uczu-