Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/350

Ta strona została skorygowana.

342
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

bąknął zafrasowany Repeszko... Cóżby to było? — Toż to ruina, hańba dla mnie i choć iść z torbami... Wszakże ja na tę przeklętą sprawę zadłużyłem Studzienicę... wyłożyłem...
— Słuchajże mnie. To, coś wyłożył, obrachujemy, dam ci nawet zarobić, bo taki człowiek jak ty spuszcza się ze smyczy, aby choć skoki zajęcze miał w zysku.
— To ostro! to bardzo ostro! rzekł chmurno Repeszko. Jak Jezusa miłuję, kto inny na mojém miejscuby się gniewał; ja to biorę z dobréj strony... Kochany kasztelanie dowcipuje! dowcipuje!
— Bierz z jakiéj chcesz, to mi wszystko jedno... a com powiedział, spełnić się musi do joty.
Pan Nikodem, spojrzawszy na gościa, padł jak osłabły na swoje twarde łóżko; pot mu spływał po skroniach, załamał ręce.
— Za nadto ci się bo znów chciało, rzekł zawsze bardzo łagodnie, z uśmiechem politowania kasztelanic. Gratkaby to była nieszpetna, ale... dla waści dosyć będzie skoków. Dawaj rachunki!
Repeszko jeszcze nie wierzył, jeszcze się wzdragał; nakoniec, acz cierpliwy, bo tchórz, pomyślał spróbować gniewu i oburzenia.
— Ale to tak nie może być! zawołał: to pójdziemy się rozprawić przed sądy. Ja, ja...
— Chyba przed trybunał najwyższy, rzekł Jaksa: bo ci zapowiadam, że jak psu w łeb ci strzelę — potém może sobie — ale że cię kula nie minie, tego możesz być najpewniejszy. Rachunki! natychmiast! krzyczał Jaksa, bijąc pięścią w stół, — i milczeć, bo ubiję!...
Gospodarz spojrzał na drzwi i chciał się wymknąć, ale Jaksa nie żartował: olbrzyma tego z małą głów-