Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/355

Ta strona została skorygowana.

347
ONGI.

krok ten miał pozór chłodnego, niezłomnego postanowienia, nie zaś namiętności.
Nareszcie ruszyła się z miejsca, zwracając do swych pokojów; ale myśl nowa ją powstrzymała.
— Nie, rzekła do syna: chodź za mną do pokoju ojca.
Pokój Spytka pozostał tak, jak utrzymywano go za jego życia. Wszystko tam zachowano w miejscu, aż do róż, których woń go orzeźwiała; ale mało kto tam chodził, oprócz starego sługi, co uprzątając go, codzień w nim płakiwał.
Eugenek miał już jakby złowrogie przeczucie jakiegoś wypadku. W ostatnich dniach rozmyślanie, czytanie starego rękopisu, wpływ miejsca, znacznie go zmężniły. Chłopak spoważniał i z obawą patrzał na matkę.
Wdowa minęła oratoryum i otwarła drzwi sypialni pustéj. Słońce w całym blasku oświecało ją jaskrawo. Okiem objęła ją całą i zwróciła się do syna.
— Dziecko moje, rzekła: trafia się w życiu, że i z najpogodniejszego nieba biją niespodziane pioruny. Taki dziś uderzył we mnie i w ciebie... Przygotuj się mężnie do wielkiéj i stanowczéj w życiu zmiany. Nie jesteś już dziecięciem. Postanowienie moje jest niezłomne; to, co ci oznajmię, stanie się i stać się musi, choć mnie łzy kosztować będzie. Stracisz matkę... jadę, aby nie wrócić więcéj — muszę!...
Eugeniusz stał prawie osłupiały; pani Spytkowa mówiła daléj:
— Nim zaślubiłam ojca twojego, byłam przyrzeczoną innemu. Kazano mi oddać rękę... usłuchałam woli ojca... Przez kilkanaście lat spełniałam obowiązki moje ciężkie, będąc mu posłuszną i wierną... Dziś