Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/356

Ta strona została skorygowana.

348
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

jestem wolną. Człowiek, którego życie zatrułam, jest nieszczęśliwy; trzeba go ratować od zguby. Idę, gdzie mnie serce i obowiązek woła!... Rozbrajam wroga Spytków, oswobadzam was od zemsty. Moim narzeczonym jest... kasztelanic Jaksa.
Eugenek drgnął.
— Matko! zawołał.
— Nie mów nic, odparła Spytkowa, zbliżając się i całując go w czoło. Na to nie ma ratunku — łzy ani zaklęcia nie pomogą. Proces o Mielsztyńce, który był dla ciebie groźny, jest skończony. Oto masz papiery. Nie zabiorę ztąd niczego. Wszystko, co mi twój ojciec przekazał oddaję ci i wracam; w jednéj sukni ztąd wyjdę, jak przyszłam; nawet te klejnoty — dodała, zrywając z palców pierścienie i łańcuch z szyi i kładąc je na stole — nie pójdą ze mną. Mały mój posażek mi wystarczy. Nie chcę niczego. Dziecko moje, przebacz mi!
I padła przed synem na kolana. Eugenek był przerażony, struchlały, drżący.
— Jesteś jeszcze tak młody, że mimo rozsądku twego sam sobie rady dać nie możesz... Nie chcę, byś tak pozostał bez opieki. Pojedziesz do Warszawy, gdzie masz dalekich krewnych... Wojewoda S. weźmie cię w opiekę. Oddaj mu się... jest nam życzliwy... A! potępią mnie ludzie; ty sam, dziecko moje, rzucisz może na matkę kamieniem; ale któż z was zajrzał do tego serca... i pojąć mnie potrafi? Niech się stanie wola boża! zniosę nawet wzgardę i potępienie, lecz uratuję od zguby człowieka.
Powstała, mówiąc to, z ziemi — i poczęła łkając ściskać swe dziecię.
Jakąbykolwiek życie było męczarnią i nieznośném