Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/360

Ta strona została skorygowana.

352
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

urągowisk, potwarze, domysły, szyderstwa. Wszyscy w zawody rzucali kamieniami na matkę, co własne dziecko opuściła dla kochanka młodości. Większość ani zrozumieć, ani darować jéj nie mogła, że się wyrzekła zapisów, bogactwa, że po ludzku i powszednio nie wprowadziła nowego męża do Mielsztyniec, zamiast jego rabsztynieckie ubóztwo podzielać. Wprawdzie ludzie byliby tak samo hałasowali na nowe małżeństwo jak dzisiaj, aleby ono im się naturalniejszém zdawało.
W kilka dni po wyjeździe matki, Eugeniusz poczuł, że w Mielsztyńcach pozostać nie może. Kazał przygotować do podróży wszystko i ruszył do Warszawy...
Dziecko to wczoraj jeszcze, stało się nagle aż nadto może chłodnym i rozważnym mężczyzną. Słowo nawet nie dobyło się z ust jego nazajutrz, gdy zniknięciem wdowy przerażony dwór, tracił przytomność i rozpaczał.
Czuł on, że jemu należało okazać męztwo w imieniu rodu i przekonywać obliczem, że się zwyciężonym nie uznaje.
Dla starych sług było to ciosem okropnym, jaki od wieków Spytków nie dotknął; widzieli oni w nim naturalnie straszniejszą niż wszystkie przeszłe zemstę Jaksów, którzy z niewiastą, z matką rodu, porwali cześć domu i jego powagę.
Następnego poranku w kaplicy zamkowéj osiwiała drużyna leżała krzyżem, łkając i zawodząc. Czuła, że to kres ostateczny, że nadchodzi nieubłagana ruina, że ten wypadek zabójczy zwiastuje zgubę Mielsztyńcom.
Wszystkie też przez zabobonnych ludzi pochwyta-