Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/365

Ta strona została skorygowana.

357
ONGI.

Eugenek w istocie wychowańcem ks. de Bury i nowéj epoki... ale w Mielsztyńcach owładnęły nim tradycye, i pod wpływem ich, stał się jakby napowrot dzieckiem kraju i rodziny.
Targały nim te dwa prądy na przemiany i czyniły go tak nieszczęśliwym, jak są zwykle ludzie rozpołowieni życiem, którzy do zupełnéj z sobą zgody nigdy przyjść nie mogą.
Eugenek często śmiał się sam z siebie i ze swych zabobonów, to znów oburzał się na suche i zimne niedowiarstwo swoje. Pod cieniem tych murów, gdyby tam był dłużéj zamieszkał, niechybnie ostygłyby i zwietrzały wonie obcéj nauki, wróciłby do dziecinnego myśli wątku; ale przewidzieć też łatwo, że opuszczając starą siedzibę, rzucając się w świat, musiał równie łacno dać w sobie odżywić światu ziarna pierwszego wychowania, zgodne z duchem epoki.
Tak się też stało. Poczuł Eugeniusz, oddalając się od tych biednych, smutnych, osierociałych Mielsztyniec, że widma i strachy, które tam serce jego uciskały, na jasnym dniu pierzchały powoli.
Całą drogę przedumał biedny, usiłując sobie wyrobić pewny plan na przyszłość i przyrzekając nie odstąpić od niego. Czuł, że za słabym byłby, zdając się nieopatrznie na wypadki.
Jedném z pierwszych jego postanowień było, nie wspominając o tém, co zaszło, jakby nie chcąc wiedzieć o tém, co go od matki dzieliło, donosić jéj regularnie o sobie. Czyby mu ona odpowiadała, czy nie, przyrzekł sobie, że raz w miesiąc wyspowiada się jéj ze swego życia: miał to za obowiązek dziecięcia. Nie wymógł tylko na sobie, by ją inaczéj nazwał w liście, niż dawném pani Spytkowéj imieniem, i przesy-