Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/368

Ta strona została skorygowana.

360
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

ty młodzieńca. Nazajutrz już przybyły z Włoch śpiewak był lwem dnia i najpożądańszą zabawką salonów.


W Rabsztyńcach działy się dziwy... ale mało kto mógł o nich wiedzieć bliżéj, bo państwo Jaksowie z nikim stosunków nie mieli w sąsiedztwie. Rzadko na rannych mszach widywano ich w kościele. Postrzegali ciekawi, że Iwo odmłodniał, i że choć powierzchowność miał bardzo ubogą, jednak staraniejszą niż przedtém. Pani Spytkowa, która niegdyś poszóstnie przyjeżdżała z rękodajnymi dworzanami do parafii, teraz z mężem małą jeździła bryczką i tak skromnie ubrana, jak prosta szlachcianka. Ale w téj sukni ubogiéj jeszcze była królową, tak niosła głowę wysoko. Ludzie mimowoli rozstępowali się przed nią... a czapki same się przed tym majestatem niewieścim chyliły.
Jeden tylko człowiek, gdy mu się z Jaksami spotykać przyszło, wciskał się w tłum, aby ich wejrzenia uniknąć i nie truć się tym widokiem; był nim bogobojny i spokój miłujący p. Nikodem Repeszko, który nigdy kasztelanicowi darować tego nie mógł, że nie dopuścił, aby całe Mielsztyńce połknął, i rzucił mu tylko, jak naówczas mówił, odcięte skoki...
Temu czci najgodniejszemu Repeszce jakoś w Lubelskiém w ogóle się nie powodziło. Między ludźmi nie miał miru, u duchowieństwa, choć pobożny, nie dorobił się wielkiego zachowania, a w sąsiedztwie niewiedzieć zkąd rozeszła się na niego potwarz, iż był chciwym i niebezpiecznym, tak, że choć ze słodkiemi