Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/378

Ta strona została skorygowana.

370
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Walczyliśmy z przeznaczeniem długo, a ręka jego zepchnęła nas nad brzeg téj przepaści.
Co chwila pytał Eugeniusz o znikłe przedmioty. Nie umiano mu odpowiedzieć co się z niemi stało; wojna nietyle ich zniszczyła, co ludzka chciwość lub lekkomyślność. Resztę wizerunków rodziny młody Spytek kazał odwieźć do kościoła i w nim je umieścić.
— Tam będą bezpieczniejsze, rzekł smutnie.
Portret pięknéj niewiasty z krwawą pręgą na szyi, sam, jak mówiono, oberwał się ze ściany, i leżał na posadzce, bo nikt go z niéj podnieść nie śmiał. Eugeniusz dźwignął go, popatrzał w twarz uśmiechającą mu się, i pożegnał wzrokiem smutnym. Ze zbroi ledwie szczęty pordzewiałe zostały; z mniejszych portretów wiele wisiało u rządcy.
Kosztownego sprzętu nie doliczyć się było: wszystko składano na wojny.
Naostatek wszedł pogrążony w myślach dziedzic Mielsztyniec do kaplicy zamkowéj. Ta tylko ocalała jedna i nic nie zmieniło w niéj nawet miejsca: ludzie obawiali się naruszać własność bożą... Spytek stanął w progu z tęsknicą swoją. Na domiar nieszczęścia nie umiał się modlić; źródło modlitwy w nim wyschło, wiara zamarła, serce zobojętniało. Młody, nie miał łzy; nieszczęśliwy, nie miał nadziei; chory, nie pragnął życia; jedne wspomnienia go wzruszały.
— Teraz, przyjacielu mój — rzekł Eugeniusz do Zaranka — rozstaniemy się na czas jakiś. Mnie woła święty obowiązek... Ty spełnij tu trudne posłannictwo mściciela krzywd moich... daję ci nieograniczoną wła-