Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/381

Ta strona została skorygowana.

373
ONGI.

na ofiarę wieść o śmierci tego, który długo był ostatnim zaprzysięgłym nieprzyjacielem jego rodu i domu, przez którego stracił on matkę... i pozostał sierotą...
Krzyż ten oszczędzał mu bolesną chwilę pytania, zdejmował z jego bark ciężar, ale mu wydarł nadzieję przebaczenia i pojednania się na ziemi. Stanął u stop jego, i zadumany, nierychło posunął się z wolna ścieżynką wiodącą ku górze...
Wszystko tu teraz inaczéj, po wiejsku, skromnie, ale mile i porządnie wyglądało. Z zarośli porobiono klomby, które się bujnie rozrosły...
Pośród nich widać było dom murowany, przerobiony ze skrzydła ocalonego zamku, ale wyglądający bardzo dostatnio i wdzięcznie. Znać było z powierzchowności, że nad nim troskliwe oko, serce i ręka czuwały. Ale w tym podwórcu zasianym kwiatami, które wczesny październikowy mróz powarzył, — nie było żywéj duszy; jeden stary, wychudły pies leżał w progu, podniósł głowę, zaszczekał, i burcząc oddalił się.
Eugeniusz wszedł do sieni, i tu jeszcze nie zastając nikogo... Machinalnie, instynktem wiedziony, z bijącém sercem wstąpił na wschody: milczenie głuche panowało w całym domu. Otworzył drzwi pierwsze: nikt ich skrzypnięcia nie posłyszał, nikt przeciw niemu nie wyszedł. Z tego pokoju otworem stały drzwi drugie do owalnego salonu, w którym niegdyś długo przemieszkiwał Iwo. Widać było okna w nim przysłonione. Eugeniusz stanął. Obawiał się iść daléj i odezwać, lękał się pytać. Jak zmartwiały wrósł w posadzkę...
Z mroków sali powoli podniosła się od łoża stojącego w kącie postać wyniosła, czarna cała... Owal