Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/59

Ta strona została skorygowana.

51
SFINKS.

— Przedmiotu? hę? zapewne! odparł Fantazus, rzucając oczyma. Widzieliście romans bardzo osobliwy na niebie, między ziemią a niewidzialnym jéj towarzyszem; powiem wam drugą podobną bajeczkę. Bo wy — dodał — macie to wszystko za bajki. Was trochę dziwi co ja mówię, a trochę śmieszy, przyznajcie? Grzeczność tylko nie pozwala wam powiedzieć szczerze, że mnie macie za szalonego. Cóżbyście rzekli, gdybym wam wypowiedział cudne historye, które się przed oczyma mojemi przesnuły, historye, jakich nikt nigdy nie słyszał, nikt nie pojął — ciągnące się lat tysiące, rozpoczęte nad błotnistym brzegiem u palm Nilu, a rozwiązane u Gangesu lub nad Orenokiem, w seciny lat późniéj?
O! o! — mówił daléj doktor Fantazus — mam ciekawe i osobliwsze historye w głowie.
Wy się nieraz dziwicie, widząc kogoś raz pierwszy, że go czujecie jakby doskonale znajomym, jakby dawno kędyś widzianym. Dla mnie to rzecz jasna.
Piekło nie jest ani w ognistym środku ziemi, ani po za nią, ale na niéj saméj. Kogo Bóg chce ukarać, szle go, nie jak chciały ludy pierwotne w ciało zwierzęcia, bo dusza ludzka nie może być tak dalece poniżoną, ale w ciało nowego człowieka. Biedny żyje więc powtóre, potrzecie, podziesiąte. Jedna młoda dziewczyna, pomnę, pokochana została, w dawnych to wiekach jeszcze, gdy cywilizacya świtała, w starym Egipcie. Nie znacie Egiptu! Teraz to pustynia i piekło biednych fellahów; dawniéj zaś było to tak (jak wy zowiecie) cywilizowane państwo, że gdybyście je znali, mniéj dumni bylibyście sobą. Ale wszystko mrze i odradza się, tak i ta cywilizacya wasza! Tu zmarła, tam świta młoda i potężna.