Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/63

Ta strona została skorygowana.

55
SFINKS.

w niéj życie. Jagusiu, po cóż płakać. Będziemy szczęśliwi.
— Chwilkę! odpowiedziała.
— Czyż możemy zmienić życie i jego warunki nieśmiertelne? Chcesz, pozwolisz, będę o ciebie prosił ojca.
Ona się zarumieniła, westchnęła i podała mu rękę.
— Słuchaj, rzekła: namyśl się jeszcze; nie chcę mojego szczęścia kosztem twojéj swobody. Artysta nie ma u nas zapewnionego nawet chleba. Jam uboga; nie myśl, żeby mój ojciec był bogaty. Ja najlepiéj wiem o tém. Nie wiele, lub nic mieć nie będę.
— Ja nic nie chcę.
— Wyżyjemyż z twojéj pracy? Ty dla mnie zabijać się będziesz.
— Droga; będziemy żyli skromnie, ubogo, na co nam wiele? miłość złoci ubóztwo.
Jagusia zamyśliła się...
— A! odezwała się potém: nie pokazuj mi szczęścia; płakać potém będę jak pierwsi rodzice wypędzeni z raju.
— Kiedy raj dla nas otwarty.
— Chwila raju, a potém, kto wie?
— Dla czegoż chwila?
— Wszystko jest chwilą tylko, mówi mój ojciec; i wieczność chwilą jest także, ale bez początku i końca.
Zamyślili się, głowy ich nakłoniły się ku sobie mimowolnie, Jan uczuł złoty, miękki włos Jagusi głaszczący mu twarz, dotknięcie jéj świeżego jak dziecinne ciałko policzka; pochwycił ją wpół i pocałował.
Jagusia porwała się zarumieniona, zmieszana, bo doktor Fantazus stał przed nimi z namarszczoną brwią.