Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/67

Ta strona została skorygowana.

59
SFINKS.

go żywota! lecz i kara za grzechem idzie. Każdy ginie przez swój grzech, i ja zginę przezeń. Wspomnijcież o mnie, dzieci.
Wyszedł szybko, Jagusia rzewnie płakała, Jan się głęboko zadumał.
— Kochana Jagusiu, rzekł po chwili, łzy jéj widząc: ojciec straszy nas tylko. Nie myśl o tém, mówmy i myślmy teraz o sobie trochę, to nasz kwiat życia tych chwil kilka. Słyszałaś, że nie jesteśmy bogaci; nie obawiasz się tego?
— Boję się — dla ciebie.
— Jam dumny i szczęśliwy z tego; ale wybacz droga, że ci przepychu ani nawet zupełnéj nie dam swobody. Musimy pracować oboje, musimy żyć skromnie. Kto wie, jakie nowe obowiązki czekać nas mogą! Nie dajmy się unieść téj chwili, i ułóżmy nasze życie, aby bez zmiany trwać mogło. Pościelmy gniazdko szczęściu tak nizko, aby go burza nie zniosła.
— I aby go zwierz zły nie zdeptał.
— Tak, aniele drogi, na gałązce krzewiny, między niebem a ziemią. Jutro wesele nasze, a po ślubie, na którym tylko doktor i Tytus będą (na co nam wrzawa i świadkowie?), przejdziemy do siebie. Rano każesz przenieść co masz tutaj, a ja cię w nowém mieszkaniu panią powitam.
— O, gdyby ojciec mój mógł pozostać z nami!
— Słyszałaś, wiesz, że to być nie może; nie uprosimy go. Czekał tylko zdaje się chwili, aby cię powierzyć komu; uleci znowu gdzieś daleko. Kto wie? nie jest-li to mędrzec, co się zasłania ludzkiemu podziwieniu swoim udanym szałem, aby pod tą zasłoną pracował spokojny.
— Ja tak go znam mało! Wiem, że serce ma dob-