Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/97

Ta strona została skorygowana.

89
SFINKS.

malarza nie mogła się ustatkować; mąż ją zaniedbywał, a ona tak lubiła się bawić, swawolić i ząbki wyszczerzać, że gotowa była na wszystko się narazić, byle pochychotać i swobodnie ucieszyć. Szczęściem czy nieszczęściem nie mieli dotąd dzieci, bo co roku roniła biedna kobieta, i co rok opłakując to ukochane niedonoszone dziecię (gdyż bardzo pragnęła synka), znowu przez nieostrożność narażała się na drugą stratę podobną.
Perli mieszkał na Niemieckiéj ulicy. Zastali go przyjaciele nasi właśnie wśród zaciętéj z żoną walki któréj wyrazy głośne, rzucane jak wystrzały, doszły ich uszu na wschodach.
— Byłam u brata Szymona! wołała Rozynka.
— U brata Szymona! i u brata Judy może? Ileż to razy zakazywałem ci tych trutniów braciszków odwiedzać? hę? To są zbóje!
— Wolno tobie, wolno i mnie. Ty sobie chodzisz do Federów; a co to gorszego mój brat Szymon, Tadeusz, a choćby i poczciwy Bartłomiéj?
— Ja ciebie nauczę! ja ciebie nauczę!
— Bij, bij! to ci Szymon odda we dwoje!
— Waćpani kłamiesz! jako żywo nie byłaś u Szymona. Ja wczoraj umyślnie chodziłem do niego, nie było go w domu, jeździł coś kupować.
— Co to ty będziesz mnie przeszpiegowywał! Więc się nic nie dowiesz. Mam ja przecię swoją wolę. A czego mi dowiedziesz? Tobie się roi w głowie licho wie co, i rogi ci rosną.
— Otoż to, że rogi! ale ja tobie innych rogów nabiję.
— Niedoczekanie twoje!
Trzaśniecie drzwiami, które oknami zatrzęsło, za-