Która łbów tysiąc ma u głodnej szyi,
A cała tak się rozległa w tym grodzie,
Że nas i bez nich z żywota wybodzie.
A gdybyśmy też, jakeśmy tu razem,
Podali sobie dłoń, potem żelazem
Jutro w noc szwedzką sprawili załogę, —
Lecz tak, by z miasta nie puścić i nogę?
Cóż ojce? bracia! — pomyślcie no szczerze!
Ja — jako w Boga, w dobry koniec wierzę.
Wszak oni ludzie, a choćby szatany,
To dyabeł straszny tylko malowany,
Lecz gdy ma serce w piersi, a krew w żyłach,
I w stu pancerzach równy mi na siłach.
Spójrzcie no! — z młodych każdy już gotowy
Pójść i rżnąć. Ojce, skińcie jeno głowy
Na znak, że zgoda i po waszej woli,
A w trzy dnie koniec Lutrom i niewoli!“
Stał, wkrąg oczyma ognistemi wodził,
Czuł, że tu wszystkich w samą pierś ugodził.
Piorun słów jego pad tak niespodzianie,
Że osłupieli z podziwu mieszczanie
I, między chęcią, nadzieją i trwogą
Chwiejni, nic jeszcze orzekać nie mogą.
Więc, milcząc, wszyscy topią się w zadumie,
Coby rzec na to. — W młodzieży zaś tłumie
Był szmer... tak w borach naszych szemrzą drzewa,
Gdy się na burzę niebo przyodziewa
W chmury, a ponad sine gór załomy
Skrawo dalekie wybłyskują gromy.
Lecz w tem Suszycki: „Jezus! on oszalał!“
A Krawczyk gniewny: „Nie, on pałkę zalał
Miodem i miód go owiał taką jędzą...“
A ten im odparł: „Pijany-m — lecz nędzą
Hańbą, niedolą, wszystkiem, co tak boli,
Że człowiek raczej zginąć, niż żyć woli.“
I huczne wstały krzyki i poswarki,
I możeby się chwycono za barki,
Bo młódź, przejęta Bartłomieja sprawą,
Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom I.djvu/116
Ta strona została uwierzytelniona.