Kiedy stawiała dzban na lawatorze[1],
Dziadkowie dawno już spali w komorze.
Lecz, znać, do Maryi Panny się modlili,
Bo jeszcze dla niej klęcznik zostawili
I zostawili koroneczkę dla niej,
By ją zmówiła do aniołów Pani,
I lampę. Więc też Basia cicho wstała,
Wzięła koronkę i modlić się chciała;
Lecz się zwróciła do okna powoli,
Pogląda, szuka gwiazdki swojej doli,
Dumając; — i tak długo modre oczy
Bezwiedna w sinej topiła przezroczy.
Odeszła — dziwno! Ta sama świetlica,
I lampa sprzęty te same oświeca,
I wszystko stoi tak, jak dawniej słało,
A jej się wszystko piękniejszem wydało.
I rzeźby gładsze, i powały bielsze,
I twarze świętych w obrazach weselsze,
I nawet Chrystus, klęczący w ogrojcu,
Mniej się na kielich skarży Bogu Ojcu,
I święta Panna uśmiecha się do niej,
I Kindze nie strach, choć Tatar ją goni;
Czar jakiś dziwny rozlał tu się wkoło,
Toż jej tak błogo, tak jej tu wesoło!
Z jej ócz pół nieba wyziera od razu,
Tyle w nich światła i szczęścia wyrazu.
Wtem, znać, po czole przebiegła myśl pusta,
Bo się prześlicznie uśmiechnęły usta,
I wnet radosna z dziwnem czuciem w łonie
Mirt i rozmaryn rwała w białe dłonie
Z doniczek; potem lekko u zwierciadła
We włosy to mirt, to rozmaryn kładła.
A gdy się lubo uśmiecha, gdy stroi,
Cudny sen dusza z cicha sobie roi
O nim, — o lubym, — ach, a co pomarzy,
Jak twarz w zwierciedle, odbite w jej twarzy.
Upięła kwiatki, teraz składa dłonie,
Kłania się, myśląc: „Tak dziadkom się skłonię,
- ↑ lawator, rodzaj miednicy do mycia rąk.