Do starca i dłoń jego z cześcią ima;
Tak stali chwilę z łzawemi oczyma.
Ale ksiądz począł: „Basiu, biedne dziecię,
Dwie was, jak córki, kochałem na świecie;
Jaśnie wielmożną Stannównę — ta Bogu
Ślub uczyniła na klasztornym progu —
I ciebie, Basiu! Uczyłem was obie;
A ty... inaczej myślałem o tobie.
Lecz nie drżyj! — dodał z łagodnym uśmiechem —
Tyś nie wiedziała, jakoś żyła grzechem,
I niespodzianie padł na cię cień kary;
Wstałaś, — wróćże mi w życie pełna wiary!“
A Basia na to: „Całą-m piersią żyła.
We mnie nic, ojcze! — przedemną mogiła;
Serce Bóg rozdarł, ogień spalił głowę,
I jak mi teraz począć życie nowe?
Wszystkom straciła prócz kilku pamiątek;
Nie mam nic, cobym wniosła na początek,
Na dzień, na pół dnia, na godzinę jedną.
Nie mam gdzie oprzeć moją duszę biedną,
Jak ziemia wielka!“... Tu mowę przerwała;
Patrzy na księdza cicha, smutna, biała —
Wzrokiem go pyta. Ksiądz nie odpowiada,
Tylko jej smutku głębie w oczach bada.
Więc znów poczęła sama: „Przeszłam tyle!
Wiek innym nie dał, ojcze, co mnie chwile.
Ja już nie zdołam na świecie się nużyć,
Lecz mogę i chcę, ojcze, Bogu służyć!...
Znam pannę Zofię. Starościanka Stanno
W klasztorze, — da Bóg, będzie starszą panną, —
Ale i ona smutną dolę miała!...
Może i dla mnie jest tam celka biała,
Może mnie przyjmą za twojem wstawieniem;
Dziadkowie moi nie pośledni mieniem,
Me wiano chętnie ofiarują Bogu,
Gdy ja ślub złożę na klasztornym progu.
A zresztą — sam mnie ćwiczyłeś w nauce:
Nieuctwem, ojcze, ja ich nie zasmucę:
Są tam panienki i z mojego stanu...
Mój ojcze, zrób to! — Daj mi służyć Panu!“
Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom I.djvu/135
Ta strona została uwierzytelniona.