Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom I.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.
ZŁOTY SZLAK.

Nam pęka serce, nam się krwawi łono,
Gdy, otoczeni tą rzeszą spodloną,
Głos czysty mamy podnosić:
Już z nas niejeden, zrażon podłym wrzaskiem,
Szedł, pogardzając złością i oklaskiem,
O rychłą śmierć Boga prosić.

Kto dzisiaj plonu spodziewa się z roli,
Nieraz go jeszcze serce tak zaboli,
Zwątpienie zaćmi powieki.
Od Nazaretu po świata przestworze
W bolach i mękach nieśli słowo boże
Wysłańcy Pana — trzy wieki!

Do lotu ptaków, wybrana drużyno!
Lata przeminą — głosy nie przeminą,
Ni szlak[1] nasz złoty do słońca!
Szkielety nasze niby drogowskazy
Ślad im oznaczą do cudnej oazy,
Gdzie panią — Miłość bez końca

22 marca 1857.




NOC.

Po nocnych polach błąkam się bezsenny, —
W siół woni może pierś swój żar ukoi.
Nademną wisi nocy płaszcz promienny...
Lżej bije serce, gdy się uspokoi

  1. droga