Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom I.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.

I gdy mu promień nie odsłania dzienny
Czarnego grobu, co otworem stoi
I w ciemną przepaść chłonie życie wszelkie,
Wszystko, co orle, szlachetne, co wielkie.

Tam moich ojców pochylona chata;
Przez ciemne lipy blady księżyc spada,
Na starej strzesze mech wypisał lata...
Pod strzechą ptasząt nocuje gromada,
Co z brzaskiem zorzy pod niebiosa wzlata
I wraca z pieśnią i na różach siada —
Jak niegdyś myśl ma śród tej szczęsnej doby,
Gdy nie wiedziało dziecko — że są groby.

Gdy nie wiedziało, że miecz za szlachetnym,
Za orłem w locie wąż piorunu goni.
Śnie złoty, wróć mi z twym orszakiem świetnym
Kwiatów, gwiazd, orłów i błyszczącej broni
I gorejących dusz we skwarze letnim!
Matki mej pacierz niech mię znów osłoni!...
Chcę marzyć — marzyć, gdy usnąć nie mogę...
O, jakąż smutną myśl obrała drogę!

We dwa promienie błędne myśl się łamie:
Jeden po ziemi pełza chat i kłosów
I słucha, jako myśl uczuciu kłamie —
Drugi ptak życia wzbił się do niebiosów,
Kędy duch Polski śpi we złotej bramie,
Nim Bóg rozkaże bić godzinie losów
I Męczennicę z letargu obudzi,
Aby promienną wróciła do ludzi.

O ty nieszczęsna, jakże sen twój cudny!
Promień zbawienia płynie ci na lico,
Zdasz się szczęśliwą... lecz to obraz złudny —
Ty cierpisz we śnie, ludów Męczennico!
Cierpisz podwójnie tam, we sferach jasnych,
Bo coraz sroższa przemoc twego wroga.
Lecz ci straszniejszy cios od dzieci własnych,
Na których twarzy spodlenie lub trwoga.