Schodzi w groby, a zanim Rudnicki i zbrojni;
Idą poważni, ciszą tych grobów spokojni.
W głębi dwoje pacholąt stało pośród cienia
Z pochodniami, jak duchy z mieczami z płomienia,
Których Bóg z niebios zesłał między te kolumny
Strzedz ojców twarde łoża na kamieniach trumny.
Daleko szły sklepienia. Gwardyan wiedzie dalej
W loch pod ołtarzem, kędy księża się chowali.[1]
Stanął tam u grobowców i, gdy rzesza czeka,
Zawołał do zebranych: „Podnieście te wieka!“
A gdy młódź się rzuciła i podniosła płyty,
Zabłysnął od pochodni grobów skarb ukryty —
Jasna broń! — I staruszek dobył damascenki[2]
I rzekł: „Panie Rudnicki, ta dla waszej ręki.
Niegdyś ją niedaremnie nosiłem przy boku;
Dzisiaj jam mnich!...“ Tu umilkł i z cicha łzą w oku
Dał cechmistrzowi szablę z pochwą jaszczurową[3]
I uczynił pobożnie krzyż nad jego głową.
Potem zaczął dobywać strzelby i pałasze
I rzekł do zadziwionych: „Zbrójcie dłonie wasze!“
A gdy brali, każdego starzec błogosławił,
Aby walczył, kraj zbawił i bronią się wsławił,
I kończył tak: „Wam dziwno, skąd dostałem broni?
Długoletnia to praca tej zgrzybiałej dłoni.
Maciejowicka bitwa zrobiła mię mnichem,
A com grosza uzbierał w mojem życiu cichem,
Czy z jałmużny, czy z datku, czyto ucząc dziatwę,
Kupowałem broń, kędy kupno było łatwe.
I nieraz mi się serce zakrwawiło troską,
Gdym patrzył, jak frymarczył[4] syn bronią ojcowską —
Toż brałem z rąk niegodnych i, skryte na grzbiecie,
Nosiłem szable, kule i proch przy muszkiecie
Pod habitem; — zaś nocą zachodziłem w lochy:
Tum chował szable, strzelby, tam — kule i prochy.