Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom I.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.
XII.

Ranek był; na zamkowej górze ludzie stali,
Wtem się z mgły wysunęła kolumna Moskali.
Przodem kozacy, w rzędach za nimi piechota,
W środku działa i wozy; tak szedł korpus Rotha.
Więc zeskoczył kościelny ze zamkowej wieży,
I, głosząc wieść, przez miasto do klasztoru bieży;
Za nim tuż starców, dzieci i kobiet gromada
Przelękła i zdyszana do klasztoru wpada
I woła o ratunek. Gwardyan wyszedł z celi:
„Dzieci, skąd wasza trwoga? Gdzieście ich widzieli?“
„Pod miastem! — rzekł kościelny. — Niech ojciec nie zwleka,
Jeno niechaj co rychlej do lasu ucieka!“
Ale na to rzekł starzec: „Jam w służbie u Boga,
Prościejsza mi do Niego, niż do lasu droga.
A jeśli On mię woła, znać sługę pamięta;
Wy idźcie, ja zostanę, wola Jego święta!“

XIII.

Lecz już się na podwórze ćma kozacza wali.
Pod kościołem stanęła kompania Moskali,
Druga przed furtą, z boku kibitka gotowa
Z feldjegrami[1] — i cisza nastała grobowa.
Zadrżał lud; — major wchodzi. za nim praporszczyki,[2]
I wołają: „Gdzie stary mnich, gdzie buntowszczyki?“
Na to wystąpił starzec i rzekł: „Kto mnie woła?
Jeśli wy, czego chcecie od sługi kościoła?“
„Buntowszczyk! — krzyknął major. — Składaj broń schowaną,
Bo cię tu każę ćwiczyć, że umarli wstaną!
Oddaj broń, albo klasztor armatami zburzę!
Czegoś na mnie wytrzeszczył twoje oczy duże?
A znasz ty prawo cara? Buntowszczykom knuty!
Słyszysz ty mię? Pozbędziesz ty się zaraz buty!“
I pochwycił za szpadę i zwinął pad głową.
Starzec milczał, w majora patrzył się surowo,
A potem rzekł: „Broń dałem tym, co warci broni.
Niech ich teraz, majorze, twój oddział dogoni

  1. „strzelcy polni“.
  2. niżsi oficerowie rosyjscy.